Słowem wstępu

Jest to blog o tematyce yaoi, a dokładniej, to bardzo hard-yaoi, także wszystkich homofobów i wrażliwców kulturalnie ostrzegam. Całą resztę zapraszam do czytania i komentowania. Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, proszę o wpis w komentarzu wraz z numerem gg.

czwartek, 18 lutego 2010

1

Witam. Nie chce mi się pisać, że jest to blog o tematyce yaoi, a jeśli się komuś nie podoba, to ma łaskawie opuścić stronę. Logiczne.

Fanów zaś zapraszam do czytania i komentowania, ostrzegając przy tym, że jestem leniwą bestią i tylko dużo komentarzy może mnie zachęcić do pisania. Trzeba też dodać, że, znając mnie, pojawi się wiele brutalnych scen przemocy. Zamierzam pisać jedno dłuższe opowiadanie, a dodatkowo (tzw. na boku) pojedyncze epizody jednej serii (na prośbę Mits). Tyle słowem wstępu ^^

Zapraszam na prolog serii, który jest zarazem samodzielnym one-shotem.


Toksyna


Na kamienistej ścieżce wiodącej przez lasy Pratum Pars stępował leniwie biały wierzchowiec. Nie wyróżniał się niczym szczególnym; nie był jednym z tych królewskich rumaków pokrytych pozłacaną zbroją, nie był też przedstawicielem masywnych koni krasnoludzkich, stworzonych głównie do przeciągania olbrzymich ciężarów. Niegdyś właśnie takich używano do transportu, teraz, przez rozmaite mutacje i krzyżówki z innymi gatunkami, czystej krwi konie Starej Rasy są coraz rzadsze. Być może właśnie swoją zwyczajnością się wyróżniał. Dosiadający zwierzęcia również wyglądał niepozornie. Na pierwszy rzut oka, po dokładnej obserwacji można było ujrzeć wiele nie rzucających się początkowo cech, które odróżniały go od zwykłego podróżnika. Na sobie miał nieskazitelnie białą, zdobioną szatę przeplecioną srebrnymi nićmi, a mimo to dawała ona wrażenie bardzo starej i używanej, chociaż nie była zniszczona. Z całą pewnością był to mężczyzna, mimo, iż pierwsze wrażenie było dość złudne, nie posiadał on bowiem ostrych rysów twarzy, tak charakterystycznych dla ludzi zamieszkujących te tereny, a cała postać była raczej szczupła i niezbyt umięśniona, jednakże wysoka. Rzucała się w oczy jego mlecznobiała skóra, oraz tego samego koloru, długie włosy zaplecione w warkocz. Zapewne gdyby były rozpuszczone, sięgałyby do ziemi. Podróżnik trzymał w rękach książkę, nie czując niepewności, którą zwykle wywołuje fakt jazdy nocą przez ciemny las. Zdawał się doskonale widzieć w mroku litery znajdujące się na pergaminie. A poza tym, wyglądał jak martwy.

W pewnej chwili jego koń zatrzymał się i zarżał cicho, unosząc łeb i przestępując z nogi na nogę. Białowłosy oderwał spojrzenie od czytanej książki i rozejrzał się. Ujrzawszy sporej wielkości, aczkolwiek nieco zniszczony, drewniany budynek, kąciki jego ust nieznacznie uniosły się w górę.

- Dobra robota, Puszku – mruknął cicho, klepiąc swojego konia po szyi. Zeskoczył zwinnie z siodła, a biała szata uniosła się przy tym ruchu, odsłaniając długie do kolan, ciężkie, okute kolczugą buty. Warkocz o kilka centymetrów minął ziemię.

- Masz wolne do poranka – dodał jeszcze jeździec, gładząc wierzchowca po chrapach, po czym powoli, dumnym krokiem skierował się w stronę drzwi wejściowych budowli, która okazała się być najzwyklejszą karczmą stojącą tuż przy gościńcu. Zniszczony szyld wiszący nad drzwiami, poza tym, że wołał o pomstę do nieba, mówił jednoznacznie: „Pod Rozbrykaną Kurtyzaną”. Biały koń parsknął cicho i pocwałował w las dopiero, gdy jego towarzysz zniknął za drzwiami.

W karczmie było tłoczno, lecz wraz z wejściem podróżnika zapanowała cisza. Każda magiczna istota znajdująca się wewnątrz wyczuła pojawienie się w pobliżu silnej jednostki. Zaś niemagiczne stworzenia po prostu zrobiły to, co te magiczne – zamilkły. Nowoprzybyły nie przejmował się tym niemym poruszeniem, spokojnie podszedł do lady, jednak pewien fakt rzucał się w oczy. Gdy stawiał kroki, jego masywne buty, dotykając posadzki, nie wydawały ani jednego, najmniejszego dźwięku. Być może wcale jej nie dotykały. Karczmarz, niski, pucołowaty, brodaty mężczyzna, zamarł z kuflem do połowy napełnionym piwem i wpatrywał się uważnie w, bądź co bądź, gościa. Kto wie, może będzie można dużo zarobić? Białowłosa, wysoka postać przesunęła po ladzie dłońmi, odzianymi w białe rękawiczki, po czym wbiła spojrzenie we właściciela tego skromnego przybytku, sprawiając, że ten niemal wypuścił z dłoni naczynie. Tęczówki nowoprzybyłego były tak wyblakłe, że zdawało się, jakby wcale ich tam nie było. Były martwe.

- Chcę dostać czysty, schludny pokój, człowieku. Najlepiej bez okien – zaczął spokojnym, łagodnym tonem kogoś, kto życie spędził na paleniu Dzikiej Amnestii, silnego, narkotyzującego zioła. Jednakże przez klasyfikację rasową, której poddał karczmarza, można było zrozumieć, że sam nowoprzybyły nie jest człowiekiem. Szczególnie przez nutkę pogardy, jaką zawarł w tym jednym słowie, tak kontrastując z monotonią reszty wypowiedzi. I chyba to sprawiło, że jego rozmówca pokiwał głową, od razu wyjmując spod lady klucz.

- Po schodoch, ponie, i czworte drzwi na lowo – poinstruował uprzejmie, co zapewne było wywołane strachem. W końcu niewiele jest ras, które nie lubią słońca, a każda z nich jest bardziej lub mnie niebezpieczna.

- Czy mogę pomoc Wam w czymś jeszcze, ponie…? – spytał, przy czym nie udało się ukryć nutki nadziei w głosie, że jednak jego dziwny gość opuści izbę i uda się do pokoju. Ten jednak, zupełnie jakby usłyszał jego myśli, uśmiechnął się złośliwie, nadal przewiercając spojrzeniem martwych oczu właściciela zajazdu.

- Owszem. Szukam gadów…ale nie byle jakich. Potrzebuje łusek jakiejś magicznej istoty… byle młodej, najlepiej nowo wyklutej - rzekł, ściszając nagle głos i pochylając znacząco głowę, czym sprawił, że rozmówca też musiał się doń przybliżyć, co prawda z lekką obawą. Z niewiadomych przyczyn próbował ukryć jakoś szyję w brudnym, przepoconym kołnierzyku. Białowłosy uśmiechnął się tylko kącikiem ust, wszelkie uwagi pozostawiając dla siebie.

- Mogiczne? Ni ma tokich u nos… Momy tedy wynże, joszczory, kilka wywern, a syndzia w miście mo postoza – wyjaśnił szybko karczmarz, w typowym dla wieśniaków dialekcie, co spowodowało tylko skrzywienie karminowych warg jeźdźca, który mimo wszystko dokładnie zrozumiał, co rozmówca chciał mu przekazać. Stracił jednakże nadzieję, że dowie się czegokolwiek od tego chłopa, któremu znudziło się przekładanie widłami krowiego łajna i próbuje pracy za ladą. Z irytacji przesunął językiem po nienaturalnie długich kłach, co rzuciło się w oczy krępawemu mężczyźnie.

- Chcę do pokoju czystą balię z gorącą wodą, butelkę białego, słodkiego wina i kieliszek. Czysty - zażądał przybysz, po czym, nie kłopocząc się zapłatą, od razu udał się w stronę pomieszczenia, obracając w dłoni zardzewiały kluczyk i odprowadzany uważnymi spojrzeniami biesiadników, którzy, po zniknięciu białej sylwetki, powrócili do głośnych rozmów, śmiechów i dalszego pijaństwa.

***

Pokój, zważywszy na fakt, że miał być najlepszy, wyglądał obskurnie. W rogach pomieszczenia zalegał stary grzyb, spowodowany wilgocią, która dla białowłosego przybysza była aż nazbyt mocno wyczuwalna. Podłoga skrzypiała, nawet jeśli stopy po niej nie stąpały, z sufitu zwisały stare pajęczyny, których lokatorzy od lat pewnie nie żyli, a szyby były tak brudne, że nawet za dnia wampir mógłby tu spokojnie harcować, gdyż przez warstwę brudu i kurzu nie przedostawał się żaden płomyk światła.

Białowłosy brzydził się tutaj czegokolwiek dotknąć. Stał przy oknie, mrużąc martwe oczy i próbując dostrzec cokolwiek przez niemal czarne szkło. Nie wykonywał żadnego ruchu do czasu, aż usłyszał kroki na korytarzu. Powoli odwrócił głowę i obserwował czterech chłopców na posyłki, z trudem wtaczających do pomieszczenia kamienną, białą balię, napełnioną parującą wodą. Mężczyzna miał przez chwilę ochotę podstawić jednemu nogę, tak, by przewrócili się razem z balią, a gorąca woda dotkliwie ich poparzyła. Dodatkowo musieliby go przepraszać i zaczynać pracę od nowa. Zrezygnował jednak z tego pomysłu – zależało mu na czasie, zresztą nie chciał mieć mokrej pościeli.

Przyjrzał się uważnie każdemu z tragarzy; od wszystkich czuł zapach łajna, siana i potu. Wyczuwał też obecność wszy. Choćby nie wiem jak się starał, nie byłby w stanie żadnego z nich dotknąć. Skrzywił się z odrazą i machnął ręką na pachołków, nakazując im natychmiastowe zabranie rzyci z jego pokoju. Uznał, że wystarczająco w nim śmierdzi. Ci byli chyba oburzeni tym, że nie dostali miedziaka w zapłacie, jednak coś w białowłosej postaci nie pozwalało im się o to upomnieć.

Gdy został sam, rozpiął jednym ruchem zapięcie od swojej szaty, która zwiewnie spłynęła po jego ramionach, została jednak złapana nim upadła na podłogę i rzucona na jedyne w pomieszczeniu krzesło, podziurawione przez destrukcyjną działalność korników. To samo po chwili stało się z resztą odzienia, a nagi mężczyzna wsunął się do balii, od razu wygodnie układając i opierając łokcie na jej krawędziach. Odchylił głowę do tyłu, pozwalając na to, by jego biały warkocz zsunął się z ramienia do wody. Sięgnął dłonią po stojący obok na stoliku kielich oraz butelkę białego wina, jednak jego dłoń nie natknęła się na żaden z pożądanych obiektów. Zirytowany uniósł powieki, wyrywając się ze stanu rozleniwienia. I gdyby nie jego wiek oraz rasa zapewne by krzyknął albo podskoczył. Zachował jednak idealnie stoicki spokój, patrząc na nieproszonego gościa, który też przyglądał się z zaciekawieniem białowłosemu mężczyźnie. Obok bali, na kuckach, sterczał drow, ubrany jedynie w skórzaną kamizelkę koloru swojej skóry, pod którą miał krótką tunikę sięgającą kolan, koloru złota. Jak zauważył posiadacz warkocza – nie miał broni albo miał ją bardzo dobrze ukrytą.

- Czemu zawdzięczam tę wizytę? W dodatku nieproszoną – spytał znudzony, nie pokazując żadnego zainteresowania obecnością czarnoskórej istoty w swoim pokoju.

- Jesteś wampirem – stwierdził od razu nowoprzybyły, ignorując ostentacyjnie pytanie oraz wszelkie normy kultury.

- Zaiste – mruknął mężczyzna, skupiając się na znalezieniu swojego wina, które zamówił, oraz kieliszka. Był jednak, jak już wspomniano, wampirem, więc na pewno był czujny i wiedział o każdym geście swojego gościa. Drow, o dziwo, podał mu napełnione w jednej trzeciej, wg wszelkich zasad etykiety, naczynie.

- I wiem czego szukasz. Co więcej… wiem, gdzie to znaleźć – powiedział cicho, a jego rozmówca spojrzał na niego z większym zainteresowaniem. Szpiczastouchy uśmiechnął się z lekkim tryumfem, po czym kontynuował:

- Jestem w posiadaniu młodego snaga w wieku rozrodczym… - zaczął, jednak białowłosy przerwał mu znudzonym tonem:

- Skoro masz taki dobry słuch powinieneś usłyszeć również to, że istota ma być młoda – wytłumaczył z ciężkim westchnieniem i umoczył wargi w trunku. Zmrużył oczy z przyjemności. Kochał białe, półwytrawne, słodkie wino. Wyraźnie stracił zainteresowanie czarnoskórym elfem, co doprowadziło go do lekkiej irytacji.

- A Ty, jako wiekowa istota, powinieneś rozumować lepiej. Powiedziałem: w wieku rozrodczym. Brakuje mu tylko jednego… aspektu, by… -

- Mu? – znów przerwał wampir, pokazując tym, że jednak słuchał, i to z większą uwagą, niż było to wymagane od zwykłej rozmowy o zainteresowaniach tudzież interesach. Drow potrząsnął głową z rozbawieniem.

- To snag. U nich są tylko samce. A ja mam rzadki okaz, gotowy do rozrodu. Jesteś zainteresowany, panie… ?

- Shabruk’ishtar Serpentes von Norion – przedstawił się, a gdy oznajmiał swoją rodową przynależność, jego znudzony ton zmienił się w dumny głos należący do arystokraty, kogoś co najmniej z królewskich sfer. Jak najbardziej adekwatnie, Norionowie, bowiem, byli najstarszym wampirzym rodem żyjącym na tej ziemi, o najczystszej, nieskażonej szlamem krwi. A on był jego założycielem, twórcą i ojcem, trzecim co do wieku stworzonym wampirem. Wygnanym i opuszczonym. Widząc jednak zmieszanie na twarzy drowa kąciki jego karminowych warg nieznacznie uniosły się do góry. Niedostrzegalnie dla zwykłego oka.

- Po prostu Shabru – dodał i wyczekująco spojrzał na gościa, teraz już nieco mniej natrętnego, a nawet pożądanego, oczekując rewanżu.

- Mówią na mnie Żmija. Mam nadzieję, że tyle Ci wystarczy, Shabru. Nie przedstawiam się osobom, z którymi łączą mnie tylko interesy – oznajmił stanowczym tonem, a wampir nie miał zamiaru się spierać. Tożsamość ciemnoskórego była mu tak obojętna, jak cena, jakiej ten zażąda. Pieniędzy miał dużo.

- Jutro wieczorem. Przed karczmą – rozkazał, nie interesując się stanowiskiem swojego…partnera od interesów. Był teraz zbyt rozleniwiony i zwyczajnie mu się nic nie chciało. Ten jednak skinął głową bez słowa i cicho, tak jak się pojawił, opuścił pomieszczenie.

***

Interesy poszły szybciej i sprawniej, niż się tego spodziewał. Drow skupiał się tylko na zysku, nie dopytując o cele i powody wampira i nie zagłębiając się w niepotrzebne rozmowy. Oboje byli z tego zadowoleni. Co prawda chwilę się targowali, Żmija z chęci zarobku, a Shabru dla samej zasady, w końcu jednak czarnoskórego zadowoliły dwa tysiące złotych monet. Wampir przemilczał fakt, iż taka istota warta jest co najmniej trzy razy tyle.

Teraz siedział w jednej z jaskiń, które zamienił sobie na pomieszczenie mieszkalne. Mógłby, co prawda, wybudować sobie jakiś dworek, albo zamieszkać w którymś należącym do swojego rodu – nie lubił jednak tłoku. Nie lubił sług, ludzi służących za rozrywkę, a w chwilach głodu za pożywienie, nie lubił innych wampirów, z wyjątkiem swojego syna, jednakże ten znajdował się teraz daleko, nie wiedząc nawet o istnieniu swojego ojca. Lubił samotność i spokój. A jaskinia była wbrew pozorom czysta. Wygodne lóżko, źródło ciepła w postaci prowizorycznego kominka, biurko i szafa. Puszek stał spokojnie przed jaskinią, skubiąc liście z pobliskiego krzaka. Spojrzenie szarych oczu przeniósł powoli na istotę znajdującą się pod jego nogami.

Na zimnej, kamienistej ziemi leżał spętany snag. Bardzo ciekawe i niezwykle rzadkie w tych stronach stworzenie. Właściwie to ogólnie rzadkie, nikt bowiem nie wie gdzie ta rasa żyje, większość traktuje ich istnienie jak mit. I nikt nie wie, czy traktować go jak człowieka, czy jak bestię. Snag bowiem wyglądał jak człowiek, jednakże od pasa w dół miał gadzie kończyny, zakończone długimi pazurami, pokryte łuską, a między nimi kołysał się silny ogon, na którego końcu znajdował się zrogowaciały grot. Na głowie, spomiędzy czuprynki czarnych włosów wystawała para ostrych rogów. Shabru był pewien, że poza tymi, widocznymi na pierwszy rzut oka, pozna wiele innych cech, które bardziej przypisują tę istotę pod potwora, niż człowieka.

Wstał i nadepnął ciężkim butem na małe skrzydło, wyrastające z pleców snaga. Dało się słyszeć chrupnięcie, a istota zasyczała z bólu, próbując się wyszarpnąć, czym sama sobie zdawała jeszcze więcej cierpienia. Wampir uśmiechnął się nieprzyjemnie, gdy ujrzał, że gadzina nie jest jednak nieprzytomna. W ten sam sposób skruszył kości w drugim skrzydle, a jego twarz nie zmieniła ani na sekundę wyrazu. Była obojętna i opanowana. Zaś niemal ludzka twarz skrępowanej istoty wykrzywiła się w paskudnym wyrazie, wargi rozchyliły się z bólu ukazując parę długich kłów oraz rozwidlony język.

- Hssst…przesss…. tań! – wysyczał snag, spróbowawszy ugryźć wampira w łydkę, jednakże szybki nieumarły odsunął się. Zmrużył wyblakłe oczy, uśmiechając się samym kącikiem ust z satysfakcją.

- A więc jednak potrafisz mówić. W takim razie przedstaw się, jak cywilizowana istota. Jeśli nie, potraktuję cię jak zwierze, czyli tak, jak na to zasługujesz – wymruczał spokojnie białowłosy, patrząc z lekką pogardą w dół, na obolałe stworzenie, które wyszczerzyło kły we wściekłym grymasie.

- I tak… nie potrafiłbyśśśś… wymówiććć… hssst – odpowiedział w miarę zrozumiale, pomimo przeciągania niektórych spółgłosek oraz wplatania w wypowiedź dźwięków, które za nic nie odpowiadały, bynajmniej nie w Nowej Mowie. Shabru domyślił się, że ten snag musiał być długo w niewoli, pomiędzy humanoidalnymi rasami, żeby nauczyć się tak dobrze władać tym językiem. A dla kogoś z wężowatym aparatem mowy to naprawdę trudna sztuka.

- Dałem ci szansę. Skoro nie, to muszę sam Cię nazwać. Powiedzmy… Puszek? Tak jak mój koń. Wszystkie moje zwierzęta tak się nazywają… - kły błysnęły w kpiącym uśmiechu, a chłopak – z cała pewnością można go było tak nazwać – zmrużył wściekle oczy.

- Nie jessssstem zwierzęciem, hsssst! – wysyczał, po czym podniósł się z podłogi, siadając na niej. Dłonie nadal miał skrępowane, a Shabru dopiero teraz ujrzał, że snag również miał u końców palców czarne, ostre szpony. Pochwalił się za przezorność oraz za fakt, że nie dał się zwieść niepozornemu wyglądowi małej bestyjki, która uwolniona nawet dla wampira zapewne stanowiłaby większy lub mniejszy kłopot.

- Nieistotne za co się uważasz. Dla mnie i tak jesteś tylko pośrednim przystankiem do osiągnięcia celu. A teraz bądź grzeczny, a nie zabije Cię po wszystkim, bo może uznam za przydatne zwierzątko – rzekł monotonnym, znudzonym wiecznie tonem i postąpił w stronę gadziny kilka kroków. A potem wszystko rozegrało się szybko, zbyt szybko by nawet gadzie zmysły o wyostrzonym refleksie mogły cokolwiek odczuć. Wampir przygniótł snaga kolanem od chropowatej, zimnej podłogi, trzymając go szponami za włosy. Przyciskał jego policzek do lodowatego kamienia. Wyczuł zapach krwi, a szare, martwe dotychczas oczy nabrały srebrnej barwy.

- Niby bestia, a posiada tak delikatną, niewieścią skórę. Jesteś sprzecznością, mój potworku. A sprzeczności w tym okrutnym świecie są tępione – powiedział cicho do szpiczastego uszka, pochyliwszy się nieco do przodu. Chłopak zastrzygł nimi nerwowo i zacisnął zęby. Szarpnął się, a ogon owinął wokół kostki białowłosego. Nieumarły jednak poradził sobie, wbijając w niego sztylet i przyszpilając go tym samym do podłoża. Ostrze z łatwością przebiło twarde łuski. Snag zaskowyczał rozpaczliwie i zaczął się szarpać z jeszcze większą werwą. Zielona posoka, krew – jak domyślił się Shabru – gęstym strumieniem popłynęła między kamieniami. Wampir westchnął ciężko, nie miał ochoty na zabawę, dlatego przeszedł od razu do rzeczy. Zakrwawiony teraz ogon przeszkadzał nieco, jednak białowłosy poradził sobie odginając go do góry, przez co rana, w której nadal tkwił sztylet nieco się rozerwała. Chłopak zaszlochał cicho. Bez ceregieli i zbędnych informacji, Norion wbił się w niego szybko, jednym pchnięciem, nie dając szamoczącej się istocie chwili na zorientowanie się, a co dopiero przyzwyczajenie. Gad zawył, zaciskając dłonie w pięści i raniąc swoją skórę własnymi szponami. Białowłosy poruszał się szybko, nienaturalnie szybko, wykorzystując swoją wampirzą kondycję. Snag usłyszał przy uchu przeciągły jęk. Wampir robił to w zupełnie innym celu, jednakże nie rozumiał, dlaczego nie miałby czerpać z tego przyjemności. I czerpał ją, jedną dłonią nadal przyciskając głowę stworzenia do twardego kamienia, a drugą oplatając go w pasie i zaciskając szpony na jego boku. Snag nie miał pojęcia jak długo oprawca wykorzystywał jego ciało, czuł krople toksycznej krwi spływającej po swoich udach, boku i wargach, które zagryzał. W końcu poczuł w sobie zimną substancję i opadł na ziemię, gdy Shabru wreszcie raczył się od niego odsunąć. Wampir, pedant już za życia, doprowadził się do porządku i spokojnie, bez żadnych uczuć spojrzał na skuloną, ranną istotę. Drobne, drżące ciało w wielu miejscach znaczyła krew. Gadzina miała żałośnie opuszczone uszy, upodobniając się do przestraszonego kociaka. Na nieumarłym nie zrobiło to żadnego wrażenia.

- Ile czasu jajo będzie w Tobie dojrzewać? – spytał, nie kryjąc się nawet ze swoimi zamiarami. Istota drgnęła i przeniosła na wampira przestraszonego spojrzenie. Nie bała się o siebie. Bała się o swojego potomka, który już był w drodze na ten świat. Który za jednego ojca miał wampira, który być może będzie hybrydą, jednak z pewnością nie wampirem. Dopiero teraz zrozumiał, czemu to wszystko miało służyć. Wampir jest teoretycznie martwy. Dlatego może zapłodnić jedynie magiczne istoty. Z jakiegoś powodu białowłosy pożądał młodego gada.

- Owszem. Powód jest taki, że muszę zabić pewnego… silnego wampira. Tylko trucizna, którą zawierają łuski nowo wyklutego magicznego gada jest na tyle silna, by cała krew tego skurwysyna zapłonęła żywym ogniem – wytłumaczył, szczerząc kły w okrutnym uśmiechu. Snag skulił się jeszcze bardziej, zaciskając powieki i przyciskając gadzie stopy do tułowia, jakby w ten sposób chciał ochronić brzuch, w którym już rozwijało się kolejne istnienie. Nie zareagował, kiedy na szyi zapięto mu obrożę, której drugi koniec przymocowany był do solidnego haka, wystającego ze ściany. Nie zareagował też, gdy poczuł jak skrępowane za plecami, ścierpnięte dłonie zostały uwolnione. Teraz nieważne było to, co stanie się z nim. Chciał chronić swoje dziecko.

- Nie zabijaj go... weź moje łussssski… też sssą tokssssycze… - poprosił, jednak była to próba dla samego faktu spróbowania. Wiedział, że wampir się nie zgodzi. Ten nawet nie odpowiedział, wiedząc, że odmowa jest aż nazbyt oczywista.

- Teraz muszę o Ciebie dbać, więc bądź grzeczny. Wolałbym, żeby dzieciak w jajku był żywy. Jestem ciekaw jak kwiczą, kiedy żywcem wyrywa się im łuski, rogi i paznokcie. Ciekawe czy przebierają bezcelowo malutkimi łapkami, próbując się ratować – wampir zmrużył oczy, a ujrzawszy zielonkawą łzę spływającą po policzku jego własności, na karminowych wargach ukazał się okrutny uśmiech, który w jego mniemaniu mógł uchodzić za błogi. Pozostało mu tylko czekać.

11 komentarzy:

  1. Czytać czytałam, wypowiedziałam się też. I krzywdzenie małych, gadzich dzieci nadal jest dla mnie złe XD ale jak podrośnie, to tam możesz zrobić mu wszystko.
    Hm, nie zapomnij tylko o mnie.
    I, o - pierwsza jestem?

    A, mówiłam, że nienawidzę blogspotów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Em no... Ja juz się wypowiadałam.;D I wiesz, że naprawdę mi się to podoba oraz jestem ciekawa, co będzie dalej.:D Mam nadzieję, że weny ci nie zabraknie i będziesz pisała, pisała i jeszcze raz - Pisała! :D
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe xD
    Ja też mam sadystyczne myśli i uwielbiam yaoi, więc na pewno będę czytała Twoje dzieła.
    Biedna, mała istotka xD On na serio powyrywa wszystkie łuski żywcem? xD Jestem dziwna, ale mi by się to podobało.
    To opowiadanie ma w sobie wszystko to, co wielbię: fantastykę, yaoi i sceny przemocy.
    Moje gg: 10640674 - proszę o informację o nowych notach xD

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieje że następna notatka ukarze się już niedługo bo jak nie to ja poraz kolejny będę musiała szukać się po okolicy bo jak długo czekam to wychodze z siebie. pozdrawiam i weny życze star :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dużo komentarzy to znaczy ile? 5? 10? 15? (niepotrzebne skreślić). Opowiadanie zapowiada się ciekawie dlatego szybko chciała bym poznać ciąg dalszy . Mam nadzieje że zlitujesz się nad mną i dodasz coś wkrótce ? Ja bardzo ładnie prosze!.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsza moja myśl po przeczytaniu twoje opowiadania to "o boże, zrobił to z tym czymś O_O" xD
    Ale tak serio to bardzo ciekawie się wszystko zapowiada. No dobra, każde opowiadanie z wampirami zawsze jest dla mnie ciekawe no ;d chyba, że jest masa błędów, ale u ciebie ich nie ma :)
    Generalnie to nie mam weny na komentarze, więc się nie dziw, że taki nijaki jest.
    I wgl, jak ja lubię przemoc w opowiadaniach x3 i te boskie wampiry! Ujęłaś tu wszystko, co kocham. Postaram się być u ciebie częstym gościem ;d Proszę także o powiadamianie - 9585804.
    Ah no i dziękuję za komentarz u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani_Ciemności_Yuuki2 marca 2010 14:04

    Oooo przeleciał tak dziwne stworzenie, mnie by to obrzydziło ale on się nawet nie skrzywił. Ten wampir jest świetny, tak w ogóle to uwielbiam opowiadania z wampirami ale musi być także yaoi. Hmm zrobił mu dziecko, mam nadzieje że dobrze to zrozumiałam i później wyrwie mu łuski . SUper, nawet mnie to nie obrzydziło a wręcz zaciekawiło. Ten wampir ma idealny charakter, jest taki straszny i okrutny. Jak przeczytałam nazwę tej karczmy:Pod rozbrykaną kurtyzaną to mało z krzesła nie spadłam ze śmiechu, no ale się nie dziwie czemu ta karczma została tak nazwana.
    A w karczmach pokoje zawsze wyobrażałam sobie że są obskurne i niestety chyba to szczera prawda. Jednak zrobiło mi się żal tego gada, znaczy stworzenia no bo on posiada uczucia a do tego chęć bronienia swojego dziecka,czy nie wiem jak inaczej nazwać to co w sobie nosi, dodatkowo to potwierdza. Uwielbiam mistyczne postacie.

    Twoje jest niezmiernie ciekawe więc jeśli pozwolisz dodam na podstronę link z twoim blogiem (podstrona-czerwonej-rozy.blog.onet.pl_

    OdpowiedzUsuń
  8. hmmm hmmm hmmm hmmm powiem tak, nie podoba mi się scena że wampirek ma żywcem obedrzeć dzieciaka ze skóry, jakby był starszy to co innego, a tak... nie bardzo... ale tam to to całkiem całkiem. czekam na więcej:D

    OdpowiedzUsuń
  9. cześć. jestem tu pierwszy raz i bardzo spodobały mi się Twoje opowiadania. liczę na pomyślną kontynuację i chcę prosić o informację, gdy już dodasz kolejną notkę. mój numer gg: 11146357. z góry dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe opowiadanie. Smutne i wciągające. Mam nadzieję że będziesz kontynuować przynajmniej to.

    OdpowiedzUsuń
  11. 47 year-old Environmental Specialist Adella Monroe, hailing from Thornbury enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Mountaineering. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Maserati 450S Prototype. myslalem o tym

    OdpowiedzUsuń