Słowem wstępu

Jest to blog o tematyce yaoi, a dokładniej, to bardzo hard-yaoi, także wszystkich homofobów i wrażliwców kulturalnie ostrzegam. Całą resztę zapraszam do czytania i komentowania. Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, proszę o wpis w komentarzu wraz z numerem gg.

sobota, 22 maja 2010

Rozdział 3

Ok, nareszcie mi się udało napisać, ostatnio mam cholernie dużo zajęć. I cholernie dużego lenia, zawsze coś lepszego do roboty znajdę ^^'
Rozdział z dedykacją dla Kasi, która zapytała, kiedy napiszę nowy rozdział, przez co wygadała się, że jednak czyta. ;*
Oraz z dedykacją dla Mits, już ona wie, za co ;*
Oraz dla każdego, kto popędzał i pytał.
Tym razem wezmę przykład z Mits i dodam nowy rozdział dopiero, gdy będzie... hm, 15 komentarzy. I nie róbcie, jak u niej, nie zmieniajcie nicków, ja widzę IP xD
Będę miała przynajmniej dużo wolnego.
Tym razem bez bety, więc wszelkie błędy proszę wyłapywać.








Rozdział 3




Pobudka nie była już taka przyjemna, o nie. Teo przekonał się o tym, gdy obudził się z całkowicie zdrętwiałymi nogami, ogonem zaciśniętym do bólu na jego szyi oraz szponiastą dłonią wbijającą się w skórę brzucha.

Stęknął cicho, próbując cokolwiek powiedzieć, jednakże żaden zrozumiały dźwięk nie wydostał się z jego ust. Miał wrażenie, że wężowe sploty uszkodziły mu struny głosowe. Próbował poruszyć ścierpniętymi nogami, jednakże, ku swojemu przerażeniu, ani drgnęły. Parsknął z rosnącą irytacją i zacisnął dłoń na tej części łuskowatego ogona, która oplatała jego szyję. Z całej siły pociągnął, próbując choć trochę zluzować uchwyt, jednakże potężne cielsko ani drgnęło. Teo miał wręcz wrażenie, że tylko mocniej się wokół niego oplotło.

Chłopak zmarszczył brwi i szarpnął się gwałtownie, jednakże nic to nie dało. Odwrócił głowę, chcąc spojrzeć na twarz śpiącego za nim mężczyzny.

- Hej! – krzyknął, jednakże nie odniosło to żadnego skutku. Bóg Wiatru spał nadal kamiennym snem. Aztek zacisnął zęby, po części ze złości, a po części z bólu. Jego ciało wołało o pomstę do nieba. Nigdy nie sądził, że śpiąc na poduszkach będzie bardziej obolały, niż podczas spania na szorstkich skórach zwierząt.

Nie widząc innej możliwości, gnany nieco złością, podjął pochopną decyzję, której bardzo potem żałował. Z całej siły ugryzł końcówkę ogona, którą miał przed twarzą. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy w ułamku sekundy sploty zacieśniły się tak, że stracił całkowicie dech, a w następnym uderzył w kamienną ścianę świątyni. Z przeciągłym jęknięciem upadł na zimną posadzkę, jednakże szybko zmusił się do wstania, co nie było takie proste. Widział mroczki przed oczyma, a Quetzalcoatl przez chwilę miał trzy ogony.

Wężowy bóg był wściekły. Trudno mu się dziwić. Pozwolił spać szczeniakowi na poduszkach, wygodnie… no, prawie wygodnie, ale bez żadnych kajdan, czy innych udziwnień. Był nawet miły. Nakarmił nawet, a zwykle zapomina o tak przyziemnych potrzebach tych śmiesznych, słabych i kruchych istotek. I co za to otrzymał? Próbę odgryzienia boskiego ogona! A ta konkretna część ciała jest bardzo, ale to bardzo dla bóstwa ważna. Zmrużył gadzie oczy i bezszelestnie sunąc po posadzce, zbliżał się do nieco przestraszonego chłopaka.

- Lubisz zachowywać się jak wściekłe zwierzę, dwunożku? – spytał, a jego wargi wygięły z pogardą. Ludzie… to inteligentne zwierzęta, przez co bardziej zdziczałe i okrutne. Pierzasty Wąż naprawdę się ich brzydził i nie potrafił zrozumieć, gdzie popełnił błąd w swoim dziele stworzenia.

Teotecoatlowi nie spodobał się grymas zdobiący twarz wężowidła, chłopak poczuł irytację i musiał zacisnąć zęby, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Zamiast tego postarał się o spokojne:

- Dusiłeś mnie! – co wywołało jedynie znużenie na boskim licu.

- Widocznie się wierciłeś. Wydaje mi się, że cię wczoraj ostrzegałem. Nie zrozumiałeś? – mruknął tylko, nadal świdrując niższego pełnym obrzydzenia spojrzeniem. Ta pełna wyższości postawa tylko Azteka prowokowała. Niby wiedział, że bóg jest istotą idealną, ale któż czułby się komfortowo, gdyby obiekt kultu traktował go jak robaka? Na pewno nie Teo, którego poczucie dumy było niezdrowo silnie w nim zakorzenione.

- Zrozumiałem! Nie traktuj mnie jak idioty! – powiedział ostrym tonem. Według Quetzalcoatla, zbyt ostrym. Zasyczał ostrzegawczo, mrużąc groźnie oczy.

- Nie zauważyłem, byś zrozumiał cokolwiek z tego, co ci powiedziałem. Przeciwnie, jak na razie dałeś mi jedynie powody do tego, bym traktował cię jak dzikie, nieokrzesane zwierzę, dwunożku. Radzę ci to zmienić, bo hodowanie pieszczochów mnie nie fascynuje, a nawet nudzi. – wysyczał Kukulcan, a jego głos był zimny jak stal. Teo poczuł jak nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po plecach. Dopiero wtedy znów przypomniał sobie o bólu, jaki wywołało uderzenie w ścianę. I o wielkości wściekłości boga, który wreszcie znalazł się tuż przed nim.

- Dosyć zabawy, znudziła mnie. Myślę, że dwa dni, to wystarczająco dużo czasu, byś przemyślał sobie swoją nową sytuację, przyzwyczaił się i wykonał te wszystkie swoje ludzkie, żałosne czynności – powiedział chłodno i owinął ogon wokół nóg chłopaka. Nie interesował się tym, że człowiek straci równowagę i upadnie. To w końcu jego problem, by upadać tak, żeby jak najmniej bolało. Przyciągnął go do siebie i zacisnął szpony na czarnych kosmykach, wciskając jego twarz w swoje ramię. Drugą dłonią przesunął po odkrytych plecach dzieciaka.

- Czas, byś przestał być zwykłym człowiekiem… - wysyczał, a Teo znów zadrżał, gdy zalała go fala strachu. Strachu przed nieznanym. Jednakże nie miał zamiaru posłusznie pozwolić, by, cokolwiek to znaczy, pozbawiono go człowieczeństwa. Zaczął się szarpać. Kopnął mocno wężowatego w pokryte łuską ciało, na co Quetzalcoatl zastrzygł uszami i mocniej owinął ogon wokół jego nóg, całkowicie je unieruchamiając. Czując to, Aztek w ostatnim akcie desperacji ugryzł mocno ramię boga. Usłyszał wściekłe syknięcie, a jego głowa została szarpnięta boleśnie. Kilka czarnych włosów opadło na ziemię.

- Lubisz gryźć? – spytał z irytacją, mrużąc złote oczy i wlepiając ich spojrzenie prosto w czarne - Bo widzisz, ja też… - syknął, nie czekając na odpowiedź, i uśmiechnął się szyderczo, pokazując ostre, długie kły.

Teo przełknął ślinę, doskonale rozumiejąc tę aluzję. Nic dziwnego, w końcu ta istota była bogiem, wieczna, niemalże wszechwiedząca i wszechmocna. Nabrał jednakże przez ten czas odwagi. Przecież… gdyby Pierzasty Wąż chciał go zabić, to zrobiłby to już dawno, prawda? Skoro tak, to nie trzeba być pokornie poddanym.

- Ja nie chcę… nie być człowiekiem! – krzyknął, nadal szamocząc się bezskutecznie w wężowych splotach.

- A więc chcesz siedzieć zamknięty w tej świątyni na wieki? – zapytał ostro, już wytrącony z równowagi Kukulcan. Świadczyły o tym lśniące oczy, syk, wydobywający się z gardła zamiast normalnego, ludzkiego głosu oraz coraz mocniej zaciskające się na włosach Azteka szpony.

- Bo bez piętna nie wyjdziesz na zewnątrz. Teraz należysz do mnie, więc jako boska własność musisz się wyróżniać. Dodatkowo, Twoja ukochana wioska, gdy tylko cię ujrzy, będzie Cię próbowała zgładzić i tym razem złożyć mi w ofierze w postaci krwistych kawałków. Nie, żebym takim pożywieniem pogardził, jednakże higiena i jakość waszych potraw pozostawia dużo do życzenia… Oni spisali cię na straty, nie istniejesz dla nich, zrozum to w końcu, irytujący dzieciaku. - zmarszczył brwi, nie wiedząc, dlaczego w ogóle próbuje to dzieciakowi tłumaczyć, dlaczego obchodzi go to, czy ten rozumie.

Chłopak jednak nie chciał tego zrozumieć. Prawda bolała, więc on jej do siebie nie dopuszczał. Nie chciał myśleć o tym, że własny ojciec pozwolił wydać go na pewną śmierć, nie umiał się po prostu z tym pogodzić. Z tym, że dla najważniejszych dla siebie ludzi już nie żyje. A oni… tak łatwo przyjęli to do wiadomości i żyli dalej tak, jak dotychczas. Pokręcił głową.

- Istnieję… na pewno za mną tęsknią… - wyszeptał cicho, brzmiąc tak, jakby próbował przekonać sam siebie, a nie bóstwo. Rogaty jednak ciężko westchnął i rozluźnił nieco uchwyt na włosach swojej ofiary. Przesuwał nadal drugą dłonią po jego plecach, zdawałoby się, że uspokajająco, jednakże on szukał odpowiedniego miejsca. W końcu je znalazł, tuż nad pośladkiem po lewej stronie, na boku. Teo spiął się, gdy poczuł pod na skórze pod dłonią Quetzalcoatla ciepło, a chwilę potem gorąco. Żar, tak wielki, iż trudny do wytrzymania. Jęknął z bólu i zaczął się dziko szarpać, co nie odniosło żadnych skutków, gdyż uścisk splotów natychmiast się nasilił.

- Nie ruszaj się, dwunożku… popsujesz… - wysyczał cicho bóg do ucha chłopaka, a ten znów miał wrażenie, że poczuł na nim rozwidlony język, co na chwilę odwróciło jego uwagę od bólu. Moment później uczucie przeminęło, a człowiek został wypuszczony ze splotów. Cały zdrętwiały, zupełnie, jak po nocy, zachwiał się, ale dał radę ustać na nogach, których prawie w ogóle nie czuł. Dopiero po chwili odwrócił głowę, wyginając się tak, by dojrzeć nadal nieco palące miejsce na plecach. I ujrzał kwinkunks*, symbol Kukulcana. Natychmiast zrozumiał, co miało miejsce. Inicjacja. Oficjalnie stał się jego własnością. Niby nic takiego, a jednak poczuł wściekłość. Zacisnął zęby i spojrzał ze złością w złote, gadzie oczy. Wężowaty był jednak całkowicie zadowolony ze swojego dzieła, uśmiechał się na ten swój irytujący sposób, z nutą szyderczości.

- Dzięki temu, mój malutki, zawsze i wszędzie cię wyczuje. Nie uciekniesz mi już. A teraz… idź się wykąpać. Zaczynasz śmierdzieć – stwierdził Quetzalcoatl i zmarszczył nos, wysuwając język.

- A to… ubranie… - wskazał szponem na zwierzęce skóry okrywające niewielką część ciała chłopaka, sugerując, że te szmaty mają niewiele wspólnego z ubraniem, a w jego głosie przebrzmiała nuta pogardy - … zostaw na miejscu. Już ci się tu nie przyda – poinformował, po czym uniósł chłopaka ogonem i wystawił za drzwi. Z zadowolonym pomrukiem legł na poduszkach i przeciągnął się. Nareszcie będzie ciekawiej.

Gdy kamienne, ciężkie wrota zamknęły się za chłopakiem, uświadomił sobie, że kompletnie nie wie, gdzie ma ową kąpiel wziąć. Patrzył to w prawą stronę, to w lewą. W końcu ruszył w lewo, mając nadzieję, że wybrał dobrze.

Nadzieja matką głupich. Po kilku minutach zgubił się wśród labiryntu kamiennych korytarzy.

-------------------------------------------------------------


* Kwinkunks - http://pl.wikipedia.org/wiki/Kwinkunks



sobota, 8 maja 2010

Informacja

Wiem, nowy rozdział powinien już być, nawet go zaczęłam i skończyłabym go wczoraj, najpóźniej dziś, gdyby nie wypadek, który mi się przydarzył.
Mianowicie mam zwichnięty nadgarstek i coś mi w nim pękło (szpitale, bandaże, usztywnienia), dlatego bardzo trudno mi się pisze.
Mam nadzieję, że wykażecie się wyrozumiałością, bo niedawno odkryłam, że nie wszystkich na nią stać. Rozdział pojawi się najszybciej, jak to możliwe.